Najnowsze informacje na temat tragedii na promie to prawdziwy szok. Okazuje się, że problemy w rodzinie trwały od dawna. To naprawdę niepokojące. Pod koniec czerwca dowiedzieliśmy się, że matka i jej małe dziecko utonęli w promie Stena Spirit. Właśnie teraz odkrywamy kolejne szczegóły tej smutnej historii.
W czerwcu tego roku na pokładzie promu z Gdyni do Karlskrony doszło do dramatycznej sytuacji. Nagle wszyscy pasażerowie usłyszeli alarm, który oznaczał, że ktoś wpadł za burtę. Okazało się, że w wodzie znajdowała się 36-letnia kobieta i jej 7-letni syn. Szybko podjęto akcję ratunkową i udało się ich wyciągnąć, ale zostali przewiezieni do szpitala w bardzo ciężkim stanie i niestety nie udało się ich uratować.
Po tym zdarzeniu ruszyło śledztwo zarówno w Polsce, jak i w Szwecji. Funkcjonariusze szybko stwierdzili, że to nie był wypadek, ale prawdopodobnie celowe działanie. Teraz prowadzone są dalsze śledztwa w tej sprawie.
Dziennikarze "Faktu" odkryli kolejne szokujące fakty na temat tej tragedii. Okazuje się, że problemy w rodzinie zaczęły się już w 2018 roku. Matka samotnie wychowywała syna, a ojciec chłopca nie utrzymywał z nimi kontaktu. Dodatkowo wiadomo, że mały chłopiec cierpiał na autyzm.
Rzeczniczka miasta Sopotu, gdzie chłopiec uczęszczał do przedszkola, potwierdziła, że przez wiele miesięcy wszystko wydawało się być w porządku. Mama utrzymywała stały kontakt z przedszkolem i współpracowała z psychologiem i wychowawcą. Jednak z czasem pracownicy przedszkola zaczęli zauważać, że pani Paulina zachowuje się dziwnie. Wydawała się być nieśmiała i wycofana, jakby uciekała przed czymś, ale jednocześnie była stanowcza w sprawach związanych z synem. Wielokrotnie oferowano jej wsparcie psychologiczne, ale z niego nie skorzystała. Sprawa została zgłoszona do sądu rodzinngo.
Pracownicy socjalni również próbowali skontaktować się z matką, ale nie udało się. Ostatecznie sprawę zgłoszono ponownie do sądu rodziwnego, ale prawdopodobnie było już za późno – tylko tydzień przed tragedią. To naprawdę smutne.